Strona:PL A Dumas Pani de Monsoreau.djvu/576

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— A! to ty wielki łowczy — rzekł Henryk. Kiedyż wielkie zrobimy polowanie?
— To zależy od woli Waszej królewskiej mości. Otrzymałem właśnie wiadomość, że mnóstwo jest dzików w Saint-Germain-en-Laye.
— Dziki! to niebezpieczne — rzekł Chicot. Król Karol IX-ty jak sobie przypominam, o mało nie zginął na takiem polowaniu. Prócz tego, kordelasy są ciężkie i można dostać od nich pęcherzy na rękach. Nieprawdaż, synku?
Pan de Monsoreau spojrzał na Chicota z ukosa.
— Patrzaj — rzekł gaskończyk do Henryka, twój wielki łowczy nie dawno musiał się z wilkiem spotkać.
— Dlaczego?
— Bo jak obłoki Aristofana, tak on zachował całą jego posiać, a nawet i spojrzenie.
Pan de Monsoreau odwrócił się i rzekł blednąc do Chicota.
— Panie Chicot, nie przyzwyczajony jestem do bufonady, bo rzadko bywam na dworze, prócz tego uprzedzam cię, że wobec mojego pana nie lubię być upokorzanym, osobliwie co do mojej służby.
— Jak widzę — odrzekł Chicot — pan zupełnie nie jesteś podobnym do nas, którzy żyjemy