Przejdź do zawartości

Strona:PL A Dumas La San Felice.djvu/460

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

by wydalił Michała. Giansimone, uznawszy prośbę ojca swej chrzestnej córki za bardzo słuszną, przyrzekł ją spełnić przy pierwszej sposobności niezadowolenia ze swego ucznia.
Ale jakby na złość zdawało się że Michał podobnież jak Sokrates, miał jakiegoś dobrego ducha, który mu radził. Od tej chwili młody człowiek który niezłym tylko był czeladnikiem, stał się doskonałym uczniem; napróżno Giansimone szukał powodu do nagany, nie mógł go złapać na lenistwie; ośm godzin tylko obowiązanym był pracować dla majstra, a teraz poświęcał mu pół dziewięta godziny pracy, niekiedy nawet i dziewięć. Co do jego robót nic mu w ich odrobieniu zarzucić nie mógł. Czynił nadto takie postępy w swojem rzemiośle, że jedyną uwagą jakąby Giansimone mógł mu by uczynić, była ta okoliczność: że kupujący zaczęli przekładać roboty wykończone przez czeladnika, nad prace odrobione przez samego majstra. Co do jego postępowania, było ono bez skazy: po skończonej robocie Michał szedł do swego pokoju, schodził tylko na kolację, a po kolacji znów wracał do swego mieszkania w którem zostawał aż do rana. Giansimone postanowił wziąść za powód do niezadowolenia jego upodobanie do gitary, chciał mu powiedzieć że gra na tym instrumencie drażniła mu nerwy, ale młody człowiek sam z siebie porzucił gitarę, tem bardziej gdy spostrzegł że ta właśnie dla której z ulubionego instrumentu wydobywał tony, nie słuchała go wcale.
Co tydzień don Antonio użalał się przed swoim kumem, że nie wydalił swego ucznia, a na każdą