Przejdź do zawartości

Strona:PL A Dumas La San Felice.djvu/449

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— A, nędznicy! zdrajcy, mordercy podli. A brudni kaci! zawołał, nie możecie nam przynajmniej zabronić umrzeć razem! I rzucił się na ciało brata.
Cała banda zawyła z radości, dostała dwie ofiary zamiast jednej i zamiast jednej ofiary martwej, bezwładnej, która zakończyć mogła życie w trzy najwyżej kwadranse, mieli ofiarę pełna życia, której mogli zadawać nieskończone tortury:
Domicjan mówił o chrześcijanach.
„Nie dosyć dla nich kary śmierci, nie czują że umierają“.
Lud Neapolu pod tym względem, może się nazwać godnym spadkobiercą Domicjana. Nie upłynęło chwili, a książę de la Torre, został przywiązany razem z bratem do desek złożonych na stosie.
Don Clemente otworzył oczy. Uczuł na ustach dotknięcie ust drogich. Poznał księcia. Tonąc w mglistem państwie śmierci, szeptał cicho:
— Antonio! Antonio! przebacz mi!
— Clemencie mówiłeś przed chwilą, odrzekł książę, że bogowie nas kochają: umieramy więc razem jak Kleobu! i Biton! Błogosławię ci bracie serca mego: błogosławię ci Clemencie.
W tej chwili, wśród okrzyków radości, bezbożnych szyderstw, przekleństw straszliwych tłumu, jeden z ludu przytknął zapaloną pochodnię do papierów i książek nagromadzonych u spodu stosu. Książe nie spojrzał, nie wydał ni jednego westchnienia; tymczasem drugi z tłumu krzyknął:
— Wody! wody! niechaj nie konają za prędko!