Przejdź do zawartości

Strona:PL A Dumas La San Felice.djvu/353

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Jakto! spytał San Felice, więc to zbiry byli mordercami?
— Pod dowództwem Pasquala Simone, odpowiedział Cirillo.
— Więc ty wierzysz tym wszystkim potwarzom? zapytał San Felice.
— Jestem zmuszony w nie uwierzyć.
Cirillo wziął San Felice za rękę i poprowadził do okna.
— Widzisz, powiedział wskazując palcem ku fontannie Lwa, na drzwi narożnego domu placu i ulicy, widzisz tę trumnę obstawioną czterema świecami.
— Tak.
— A więc, w niej jest ciało jednego z dwóch ranionych. Ten skonał na moich rękach i umierając wszystko mi powiedział.
Cirillo raptownie się obrócił aby zobaczyć wrażenie jakie powyższe wyrazy sprawiły na Luizie.
Stała obcierając pot z czoła. Luiza zrozumiała że to było dla niej powiedziane. Siły ją opuściły, padła na krzesło ze złożonemi rękami.
Cirillo dał jej znak że on także zrozumiał i wzrokiem uspokoił ją.
— Jestem zachwycony, kochany kawalerze, że to wszystko odbyło się in partibus, to jest że ani ty ani pani, nic nie widzieliście i nie słyszeli. Ale ponieważ pani jest cierpiącą, pozwolisz mi zbadać ją i napisać receptę, wszak prawda? A że doktorzy zadają pytania bardzo niedyskretne, a damy w odpowiedziach co do swego zdrowia zachowują zawsze pewną skromność, dla przezwyciężenia której ko-