Przejdź do zawartości

Strona:PL A Dumas La San Felice.djvu/347

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

czoło mówiąc z galanterją mitologiczną która w owych czasach nie miała w sobie nic przedawnionego.
— Jeżeli żona starego Tytana kazała na siebie czekać, to dla tego aby się przemienić w kochankę Marsa!
Żywy rumieniec przebiegł po twarzy Luizy, oparła głowę na sercu kawalera, jak gdyby chciała szukać schronienia na jego piersi.
— Straszne sny miałam dzisiejszej nocy, mój przyjacielu, powiedziała i to mnie osłabiło trochę.
— I czy te straszne sny jednocześnie i apetyt ci odebrały?
— Obawiam się tego, powiedziała Luiza siadając przy stole.
Usiłowała jeść, ale to było niepodobieństwem, zdawało jej się że gardło ściska żelazna ręka.
Mąż patrzył na nią z zadziwieniem, a ona czuła że blednie i rumieni się pod tym wzrokiem więcej jednak niespokojnym niż badawczym; kiedy w tem — trzy razy zapukano do drzwi ogrodowych.
Ktokolwiekbądż przybywał, przybywał w porę dla Luizy, bo sprawiał przerwę w niespokojności kawalera i jej zakłopotaniu. Natychmiast podniosła się żywo aby otworzyć.
— Gdzież jest Nina? zapytał San Felice.
— Niewiem, odpowiedziała Luiza, może wyszła.
— W porze śniadania? wiedząc że jej pani cierpiąca? To niepodobna kochane dziecko.
Zastukano drugi raz.
— Pozwól abym otworzyła, powiedziała Luiza