Przejdź do zawartości

Strona:PL A Dumas La San Felice.djvu/325

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Idę na Rzym.
— Zawsze ze mną?
— Wychodzę drogami na Ceperano i Frosino.
— Złe drogi generale, znam je, wywróciłem tam.
— Nieprzyjaciel opuszcza Rzym.
— Jesteś tego pewnym?
— Rzym nie jest miejscem obronnem.
— I cóż robi przyjaciel opuściwszy Rzym?
— Udaje się do Civita Castelane będącego miejscem obronnem.
— Ah! ah! i ty rozumie się zostawiasz go tam.
— Nie, atakuję i pobijam.
— Bardzo dobrze. Ale jeżelibyś przypadkiem nie pobił go?
— Najjaśniejszy Panie, powiedział Mack kładąc rękę na piersi i kłaniając się królowi; jeżeli mam zaszczyt powiedzieć Waszej Królewskiej Mości że go pobiję, to tak jak gdyby już był pobity.
— Więc wszystko idzie dobrze?
— Czy Wasza Królewska Mość ma co do zarzucenia mojemu planowi?
— Nie; jest tylko jeden punkt na którym powinniśmy się zgodzić.
— Jaki, Najjaśniejszy Panie?
— Mówisz w swoim planie że z San Germano wyjeżdżasz ze mną?
— Tak, Najjaśniejszy Panie?
— Więc ja należę do wojny?
— Bezwątpienia.
— Pierwsze to od ciebie słyszę. I jakiż stopień