Przejdź do zawartości

Strona:PL A Dumas La San Felice.djvu/316

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Bah! odrzekł Ferdynand, niewątpliwie nie z mego królestwa?
— Nie panie bądź spokojny, mówiła królowa. Prosiłam mego siostrzeńca o człowieka, który jednocześnie mógłby imponować naszym wrogom i zaspokoić wymagania naszych przyjaciół.
— I nazywa się on?
— Baron Karol Mack... Czy miałbyś jaki zarzut przeciwko niemu.
— Miałbym do zarzucenia że dał się pobić Francuzom. Ale że to nieszczęście spotkało wszystkich jenerałów cesarza, nie wyłączając jego wuja i twojego brata księcia Karola, wszystko mi jedno czy to Mack, czy którykolwiek z nich. Królowa przygryzła usta słysząc to nieubłagane szyderstwo, posuwające cynizm aż do wyszydzenia samego siebie, w braku kogo innego. Podnosząc się:
— Więc przyjmujesz barona Karola Mack, na dowódzcę swej armij? zapytała.
— Owszem, odpowiedział król.
— A zatem pozwalasz.
I posunęła się ku drzwiom. Król prowadził za nią oczami, nie domyślając się co zamierza czynić, kiedy nagle odezwał się róg myśliwski, trąbiąc pobudkę na dziedzińcu pałacowym. Okna sali radnej zadrżały, a ministrowie i radcy, nie pojmując tej niespodziewanej pobudki, zdumieni spoglądali na siebie.
Potem wszystkie oczy zwróciły się na króla, jak gdyby oczekując wyjaśnienia tej niespodzianki. Ale król nie mniej od innych zdawał się zdziwionym,