Przejdź do zawartości

Strona:PL A Dumas La San Felice.djvu/274

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Potem odwracając się do Ruffa: — Zbliżamy się do celu kardynale. — I otworzył trzecie drzwi.
Prowadziły na małe schody. Jowisz skoczył na nie, szybko przebiegł dwadzieścia stopni, znów zaczął drapać do drzwi i skomleć radośnie.
— Cyt, cyt! powiedział król. I otworzył czwarte drzwi, jak otwierał troje poprzednich; tylko tą rażą przybył do celu podróży. Kurjer gotowy do drogi spał na połowem łóżku. — Hę powiedział król dumny zmyślnością swego psa — i kiedy pomyślę że żaden z moich ministrów, nawet minister policji, nie dokazałby tego, czego dokazał mój pies!
Pomimo chęci jaką miał Jowisz wskoczyć na łóżko swego ojca żywiciela Ferrarego, na znak zrobiony przez króla, stal spokojnie za nim.
Ferdynand poszedł prosto do śpiącego i końcem ręki dotknął jego ramienia. Jakkolwiek poruszenie było lekkie, ten natychmiast się obudził i usiadł na posłaniu patrząc w około siebie wzrokiem błędnym jak człowiek z pierwszego snu zbudzony. Ale za ledwo poznał króla, zesunął się z polowego łóżka i stanął wyprostowany, czekając rozkazów Jego Królewskiej Mości.
— Czy możesz jechać? — zapytał król.
— Tak, Najjaśniejszy panie, odpowiedział Ferrari.
— Czy możesz jechać do Wiednia, nie zatrzymując się wcale w drodze?
— Tak, Najjaśniejszy panie.
— Wiele potrzebujesz czasu aby przybyć do Wiednia?
— Na ostatnią podróż potrzebowałem pięciu dni