Przejdź do zawartości

Strona:PL A Dumas La San Felice.djvu/207

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

roztwartem niebie, nie mógł być łagodniejszym, nie mógł być piękniejszym od niej...
Umierający dotknął ustami głowy dziewicy i widać było grube łzy spływające na włosy które całował.
— O! dziś nie powiem tego, szeptała Luiza, bo dziś boleść moja jest wielka.. O’. mój ojcze, mój ojcze, czyż nie ma nadziei ocalenia ciebie?
— Acton jest synem zręcznego chemika, powiedział Caramanico, a on uczył się od swego ojca. — Potem odwracając się do San Felice. — Przebacz mi Lucjanie, powiedział, ale czuje zbliżającą się śmierć, chciałbym na chwilę zostać sam z moją córką. Nie bądź zazdrosnym, ja cię proszę o kilka minut, a zostawiłem ci ją przez czternaście lat... Czternaście lat!... Przez te czternaście lat mogłem być tak szczęśliwym!.. O! człowiek jest szalony!
Kawaler rozrzewniony że książę przypomniał sobie imię którem nazywał go w kollegium, uściskał podaną mu rękę i cicho oddalił się.
Książę patrzał za nim, potem kiedy zniknął:
— Otóż jesteśmy sami, moja Luizo, powiedział... Nie niepokoję się twoim majątkiem, bo ten ci zapewniłem, ale jestem niespokojny o twoje szczęście... Zobaczmy, zapomnij że jestem prawie obcy dla ciebie, zapomnij że jesteśmy rozdzieleni od lat czternastu; wyobraź sobie że wzrastałaś przy mnie, powierzając mi wszystkie swoje myśli; a więc, gdyby tak było, cóżbyś mi miała do powiedzenia w tej ostatniej godzinie?
— Tylko to mój ojcze: Idąc do pałacu, spotka-