Przejdź do zawartości

Strona:PL A Dumas La San Felice.djvu/119

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

pistoletów. Przybywszy do źródła San Pardo, miejsce wydało mu się dogodnem; zatrzymał się tam i schował za płot. Powóz księcia przejeżdżał, pozwolił na to — była jeszcze godzina dnia. W pół godziny potem, usłyszał turkot powracającego powozu; zdjął suknię mnicha i pozostał w swojem zwykłem ubraniu. Powóz się zbliżał. Wyjął z pochew szpady w jedną rękę, nabite pistolety w drugą, i stanął na środku drogi. Widząc tego człowieka, którego podejrzewał o złe zamiary, stangret zboczył; lecz mój ojciec w jednej chwili był znów na przeciw koni. — Kto jesteś, czego chcesz? zapytał go hrabia podnosząc się w powozie. — Jestem Giuseppe Maggio Palmieri, odpowiedział ojciec mój, chcę twego życia. — Uderz w twarz batem tego głupca i jedź, powiedział hrabia stangretewi. I położył się w powozie. Stangret wzniósł bicz, lecz nim go spuścił, ojciec mój zabił go wystrzałem z pistoletu. Spadł z kozła na ziemię. Konie stały nieruchomo, ojciec mój poszedł do powozu i otworzył drzwiczki. — Nie przychodzę tu wcale zamordować cię, chociaż mam do tego prawo w przypadku własnej obrony, ale uczciwie bić się z tobą, powiedział mu, wybieraj: oto dwie szpady jednakowej długości, oto dwa pistolety; z dwóch pistoletów jeden jest nabity, będzie to prawdziwie sąd Boga. I podał mu w jednej ręce dwie rękojeści szpady a w drugiej dwie lufy pistoletów. — Nie bije się ze swoim wasalem, odparł hrabia, bije się go. — I podniósłszy laskę uderzył nią mego ojca w policzek. Ojciec mój wziął pistolet nabity i wystrzelił zmierzywszy w serce hrabiego.