Przejdź do zawartości

Strona:PL A Dumas La San Felice.djvu/103

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

stanowczej twarzy, że będzie po nich jeżeli opuszczą wiosła, zgjęli się nad niemi i z nowym pospiechem pchali łódkę.
Wypływali wtenczas z zatoki Pouzzolli w zatokę Neapolitańską i od tej chwili na serjo walczyli z burzą, która na niezmiernej przestrzeni fal nie widząc jak tylko tę jedną łódkę do pochłonięcia, zdawała się na nią cały swój gniew wywierać.
Pięciu spiskowców stało przez chwilę nieporuszeni i niemi; pierwszy widok wielkiego niebezpieczeństwa jakiemu podlega nasz bliźni, zwykle ogłusza; potem nagle wybiega z naszego serca jakby niezwalczony popęd natury, chęć i potrzeba niesienia mu pomocy.
Hector Caraffa pierwszy przerwał milczenie.
— Sznurów! sznurów! wołał obcierając pot nagle występujący mu na czoło.
Nicolino rzucił się, zrozumiał; położył deskę nad przepaścią, skoczył z brzegu okna na deskę, z deski na skałę, a ze skały do drzwi ulicy, i w dziesięć minut potem, okazał się znów z liną urwaną od studni publicznej.
Przez ten czas jakkolwiek tak krótki, burza podwoiła wściekłość, ale i łódka pchana przez nią zbliżyła się i była już tylko o kilka sążni od pałacu; tylko że bałwany z taką wściekłością uderzały o skałę na której był wybudowany, że zamiast nadziei było podwójne niebezpieczeństwo zbliżać się w tym punkcie: piana obryzgiwała twarze spiskowych, pochylonych na oknie pierwszego piętra, na dwadzieścia lub dwadzieścia pięć stóp nad wodą.