— Przyjmuję obietnicę — powiedział Coconnas. — A oto moja ręka.
I Coconnas, przy tych słowach, wyciągnął do niego rękę.
Kat bojaźliwie się jej dotknął, chociaż widocznie było na nim znać, że ma wielką chęć serdecznie ją uściskać.
Coconnas, wskutek tego dotknięcia, pobladł nieco! lecz uśmiech nie przestawał igrać na jego ustach.
Tymczasem La Mole będący nie w humorze, widząc, że latarnia obraca się napowrót, i za jej ruchem zbliża się ku nim gromada ciekawych, szarpnął go za płaszcz.
Coconnas, niemniej sobie życząc jak i La Mole, zakończyć tę scenę, w której, powodując się swym charakterem, zaszedł dalej aniżeli sam tego chciał, skinął głową i oddalił się.
— Na honor!... — odezwał się La Mole, skoro już znaleźli się obaj pod krzyżem Trahoir.
— Przyznaj, że tu można swobodniej odetchnąć, aniżeli na placu des Halles?
— Przyznaję — odpowiedział Coconnas — lecz nie żałuję, żem uczynił znajomość z mistrzem Caboche. Nie zawadzi mieć wszędzie przyjaciół.
Strona:PL A Dumas Królowa Margot.djvu/410
Wygląd
Ta strona została przepisana.