cznością obłoków, spadały czasami wielkie i ciepłe krople deszczu.
Książę Gwizyusz postępował za swoją przewodniczką, córką Jakóba de Matignon, marszałka Francyi, i najzaufańszą powiernicą Małgorzaty, nic dla niej nie mającej skrytego.
Mówiono nawet, że w liczbie tajemnic, jej prawej wierności powierzonych, niektóre były tak okropne, że ją zniewalały do milczenia o innych.
Żadne światło nie gorzało ani w pokojach, ani na korytarzach; kiedy niekiedy tylko blada błyskawica oświecała na chwilę ciemne pokoje niebieskawem światłem.
Książę, prowadzony za rękę przez swoję przewodniczkę, szedł ciągle dalej, aż nareszcie zbliżył się do krętych, w murze urządzonych schodów, wiodących przez drzwi ukryte do przedpokoju mieszkania Małgorzaty.
Przedpokój ten, podobnie jak salo balowo, korytarze i schody, w głębokiej pogrążony był ciemności.
W nim to zatrzymała się Giilonna.
— Czy Wasza książęca mość przyniosłeś z sobą przedmiot żądany przez królowę?... — spytała cichym głosem.
— Przyniosłem — odpowiedział książę Gwizyusz — lecz sam muszę go oddać królowej.
Strona:PL A Dumas Królowa Margot.djvu/41
Wygląd
Ta strona została przepisana.