Przejdź do zawartości

Strona:PL A Dumas Czterdziestu pięciu.djvu/879

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Artylerzyści zapalili drugą petardo.
Nowa szpara zrobiła się w drzewie; i w tej samej chwili przez potrójny otwór wychyliło się dwadzieścia muszkietów i wyrzuciło grad kul na oficerów i żołnierzy.
Ludzie padali około króla jak ścięte kłosy.
— Najjaśniejszy panie — mówił Chicot nic myśląc o sobie, zaklinam cię, oddal się.
Mornay nic nie mówił, ale był zadowolony ze swojego ucznia i kiedy niekiedy zasłaniał go, lecz Henryk go oddalał.
Nagle uczuł Henryk, że pot stacza mu się po czole i mgła wzrok zasłania.
— A! przeklęta naturo — rzekł — nie powiedzą, że ty mnie pokonałaś.
I zeskoczył z konia wołając:
— Siekiery! prędzej siekiery!
Silną prawicą odbił lufy muszkietów, odbił kawały drzewa i gwoździe.
Nakoniec upadły drzwi i kawałek muru, stu ludzi wbiegło, wołając:
— Nawarra! Cahors nasze! niech żyje Nawarra!
Chicot nieopuszczał króla; był z nim pod sklepieniem bramy gdzie Henryk wszedł pierwszy, lecz za każdym wystrzałem widział go drżącym i skłaniającym głowę.