Strona:PL A Dumas Czterdziestu pięciu.djvu/1195

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Widziałem ale nieuważałem — odpowiedział Aurilly.
— Tak zawsze robi.
— Ja chwilę zatrzymani się. tutaj, a wy jedźcie dalej.
I wskazawszy drogę Remyemu, sam udał się do zajazdu, gdzie gospodarz wyszedł na przeciw niego z uszanowaniem, jakby go znał dawniej.
Remy dogonił Dyanę.
— Co mówił z tobą?... — zapytała młoda kobieta.
— Powtarzał zwyczajne żądania swoje.
— Żeby mnie widzieć?
— Tak, pani.
Dyana uśmiechnęła się pod maską.
— Strzeż się, pani — rzekł Kemy — to wściekły pies...
— Nie bój się, nie zobaczy mnie.
— Lecz skoro pani będzie w zamku Thierry, czyż cię wtedy nie ujrzy?
— Co mi to szkodzi, prócz tego, książę mnie nie poznał.
— Ale sługa cię pozna.
— Do tego czasu, ani głos, ani postawa mnie nie zdradziły.
— To rzecz mało znacząca — odpowiedział Remy — wszystkie tajemnice, istniejące od ośmiu