Strona:PL A Dumas Czterdziestu pięciu.djvu/1173

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Do Francyi, pani.
— I nas zostawiasz?
— Muszę; pierwszym moim obowiązkiem jest wykonywać rozkazy księcia.
— Księcia!.. książę jest tutaj?... — zapytał Remy.
— Jakiego księcia?.. — dodała Dyana, blednąc.
— Księcia Andegaweńskiego, o którym mówiono, że zginął, a który cudownie ocalał i z nami się połączył.
Dyana wydała krzyk straszny, a Remy pobladł, jakby go nagle śmierć miała schwycić.
— Powtórz mi pan — jąkała Dyana — że książę żyje i jest tutaj.
— Gdyby go tutaj nie było i gdyby mi nie rozkazywał, towarzyszyłbym ci pani aż do klasztoru, do którego oświadczyłaś chęć udania się.
— Tak, tak, pani, klasztor, klasztor — mówił Remy.
I położył palec na ustach.
Kiwnięcie głową Dyany dało poznać, że ton znak zrozumiała.
— Tem chętniej towarzyszyłbym pani — mówił dalej Henryk — że możesz być niepokojoną od ludzi księcia.
— Jakto?..