Strona:PL A Dumas Antonina.djvu/334

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

gdy aby mnie garderobiana miała dotknąć. Teraz pozostawia mnie samotną po dniach całych. Prawda, że teraz przyszłość jest przed nim, podczas gdy dawniéj śmierć zdawała mu się tak blizką. Czyż miłość jednak, z tego jedynie wypływała źródła? Są chwile, w których tak myślę. Miałożby być lepiéj, żeby mój ojciec dozwolił mu umrzéć? W takim razie, zgon położyłby kres miłości, podczas gdy teraz Laurencyo, jestem pewną, że kocha on inną kobietę.
W téj chwili Gustaw wszedł.
— Widziałem, jakeście moje panie, razem wychodziły — rzekł; czy się co stało?
Laurencya wskazała mu Antoninę.
— Płacze! rzekł.
— Mój dobry Gustawie, rzekła Antonina biorąc za rękę Daumonta, ty nie sprawiasz przykrości swojej żonie...
— Pani jesteś dziecko, rzekł mlody człowiek do Antoniny; Edmund panią kocha. i
— Ja jéj też to powtarzam, dodała Laurencya, spoglądając jednakowoż na swego męża tak, jak osoba, która wie, że nieprawdę mówi.
— Pozostań z nią razem, — rzekł na ucho Gustaw swojéj żonie, ja pójdę po Edmunda i zażądam pewnych wyjaśnień, gdy to co on robi jest złem.
— Dobtze; zastaniesz nas tu.
Gustaw uścisnął rękę swojej żony i wyszedł. Pan *** do które, mieszkał na Włoskim bul-