Strona:PL A Dumas Antonina.djvu/310

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.


VIII.

Mamyż towarzyszyć powozowi unoszącemu Nichettę, czy też orszakowi weselnemu który wychodzi z małego kościołka z Nicei.
Postąpmy jak egoiści i pochlebcy, towarzyszmy ludziom szczęśliwym.
Takim był Gustaw i takim był świat naokoło niego.
Ustąpiły zimne wiatry i przedwczesne słońce południa wyprowadziło na świat pierwsze listki. Dla wszystkich była to wiosna, dla Edmunda było to zdrowie.
Wszyscy w Nicei wiedzieli o chorobie Edmunda, wszyscy też uradowali się z jego powrotu do zdrowia: Winszowano jego matce, winszowano p. Devaux: nic nie było równie wzruszającego jak widok tego młodego człowieka uśmiechającego się do życia, bladego i słabego jeszcze, który wstępował w nie napowrót opierając się na ramieniu swojéj młodéj żony, jaśniejącéj od wdzięków i poświęcenia.
Małżeństwo. Gustawa było jakby drugiem małżeństwęm dla Edmunda. Naprzód, przypominało mu ono małżeństwo jego i w obliczu księdza błogosławiące związek Daumonta uczuł i przyjął on jakby nowe zobowiązanie względem Antoniny.
Gustaw obok Laurencyi, pani Pereux obok pana Devaux, modlili się do Boga z całym zapałem serc przepełnionych wdzięcznością. Słodkie łzy uświęciły ten pobożny dzień.