Strona:PL A Dumas Antonina.djvu/304

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Wszystko idzie bardzo dobrze, odrzekł zapytany.
— A teraz Gustawie idź odpocznij sobie, odezwała się pani Pereux, słodycz jest snem, który następuje po radości.
— W kilka chwil potem Gustaw wchodził do swego pokoju mówiąc do siebie, jak gdyby chciał już raz skończyć z ostatkiem wspomnień jakie zapełniały jego umysł: „Teraz już do niéj wrócić nie mogę, wszystko się skończyło.“
Położył się i usnął jak kiedy był u Nichetty z powrotem do Paryża.
O, naturo ludzka!
Kiedy się obudził, dniało. Roztworzył na wpół firanki swego okna i ujrzał Laurencyę przechadzającą się z Antoniną po małym ogródku ich domu.
Zapewne młoda dziewczyna zwierzała się z czemś przed młodą kobietą. Z kwandrans czasu przyglądał się im, nie mogąc być przez nie widzianym.
„Jaka ona piękna!..” mówił do siebie. I dreszcz miłosny przebiegł po jego ciele.
Otwierając swój woreczek dla wyjęcia potrzebnych rzeczy, Gustaw znalazł resztki prowizyi w jakie przezorna Nichettą zaopatrzyła go zmuszając niemal do ich zabrania z sobą. Widok tych pomarańcz i połamanych biszkoptów zatrzymał go chwilę.
Godzina czwarta wybiła.
Gustaw potarł ręką czoło.
„Mam jeszcze przed sobą dwie godziny. Mogę napisać do Nichetty; skończmy już raz z tem.