Strona:PL A Dumas Antonina.djvu/282

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Jakkolwiek?... powtórzył Gustaw z intonacyą która domagała się końca zdania.
— Jakkolwiek lękam się, aby kto inny nie Edmund ciągnął cię tam.
— Czyżbym powrócił, gdyby tak było?
— Powróciłbyś. Powiedziałbyś sobie: „ta biedna dziewczyna jest nieszczęśliwa w Paryżu, jedźmy ją na chwilkę zobaczyć..“ Może być, że podczas gdy i druga jest zmuszoną być także samotną... To wszystko jest możliwe.
Nie można przeczyć tajemniczym przeczuciom kobiety, które jéj często dozwalają bez najmniejszéj wskazówki przewidzieć część prawdy, — przeczuciom, które się łatwo dają wytłomaczyć, kiedy prawda jest prawdopodobna.
— Jesteś szalona, zawołał Gustaw, pragnąc wszakże przeciąć tę rozmowę jednym ciosem.
— No, — chodźmy na śniadanie, rzekła Nichetta wstając poszukać krzesła dla siebie i zbliżając je do małego stolika zastawionego, który oczekiwał przybycia Gustawa; młoda dziewczyna przewidywała bowiem iż powróci on wycieńczony znużeniem i głodem.
— W każdym razie, rzekła, siadając obok swojego ukochanego współbiesiadnika, jeżeli ona cię kocha, to cię na pewno nie kocha tak jak ja.
Ostatnie to zdanie zagasło na ustach Gustawa, który powrócony znowu do swoich dawnych nawyknień nie wspomniał nawet o Laurencyi, témbardziéj że znajdował prawdziwą przyjemność w oddaniu się im na