Strona:PL A Dumas Antonina.djvu/25

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Edmund spojrzał na Gustawa, jak gdyby chciał powiedzieć:
„Nie zdaje-ż ci się zręcznem to, co mówię”?
— Ta biedna pani Devaux! dodał Edmund.
— Jeżeli chcecie się panowie ze starym widziéć, to proszę na drugie piętro.
— Nie, nie, boję się mu przeszkodzić; chciałbym jednak mieszkać w jednym z nim domu. Cóż on téż teraz porabia?
— Jest ciągle doktorem.
— Ah doprawdy! sądziłem iż porzucił praktykę.
— Mieszkanie jego jest w kwadrat...
— Dobrze więc, moja pani, — przerwał Edmund, to mieszkanie podoba mi się bardzo; przyjdę jutro dać wam stanowczą co do niego odpowiedź, — dodał żywo, pragnąc co prędzéj uwolnić się od odźwiernéj, ponieważ wiedział to, co już potrzebował wiedziéć.
Stróżka zrobiła jeszcze kilka uwag, nad użytecznością lokalu, podczas gdy nasi przyjaciele opuszczali dom, przyrzekając jéj powrócić nazajutrz.
— Dzielna kobieta, rzekł Edmund do Gustawa, nie widzi daléj jak koniec swojego nosa.
Oh! ty jesteś wielkim dyplomatą, — nie dziw więc iż postąpiliśmy nieco w téj sprawie.
— W istocie, — niesłyszałeś jednak co ona nam powiedziała.
— Nie zwracałem na to wielkiéj uwagi.
— Ten Devaux jest doktorem.
— A więc?