Strona:PL A Dumas Antonina.djvu/245

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Macie gości w salonie? spytał Edmund.
— Mamy; jest tam komendant Mortonne.
— Kto to jest komendant?
— Jestto bardzo zacny człowiek, który przychodzi codziennie dowiadywać się o twoje zdrowie wraz ze swoją żoną i córką, piękną szesnastoletnią panienką. Pan Devaux ma swoje nawyknienia. W Paryżu odwiedzał chorych; wieczorem przyjmował gości i grał w wista. Tutaj, jest cokolwiek nie na swojem miejscu. W pierwszych chwilach twojéj choroby byłeś ciągłym przedmiotem zajęcia dla niego moje drogie dziecko; ale teraz kiedy zdrowszy jestes, znacznie zdrowszy jesteś... bo ty już nie jesteś cierpiący nieprawda?
— Nie, nie, moja matko, — uspokuj się.
— A więc teraz.... ten zacny człowiek nudzi się cokolwiek wieczorami i pragnie się cokolwiek rozerwać. Natenczas siada do zielonego stolika z komendantem. Od czasu do czasu, dla sprawienia mu przyjemności, zasiadamy wszyscy do wista, którego się nauczyłam. Ale to mnie nie zajmuje, — wołałabym zawsze być przy tobie; lecz on tyle dla nas uczynił iż muszę mu z kolei i ja coś zrobić; gdyby nawet wymagał mego życia, nie wahałbym się ofiarować mu takowego.
— A Gustaw, moja matko, musi się tu bardzo nudzić?
— Bynajmniéj, jeździ konno z komendantem i jego córką, robią wspólnie wycieczki i tak czas przepędzają. Tego im nikt nie broni, ponieważ jesteśmy spokojni o ciebie. Kiedy będziesz mógł podnieść się z łóżka, za jaki może tydzień, przyjdziesz do salonu, i będziesz się