Strona:PL A Dumas Antonina.djvu/240

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

i zbliżył się do pana Devaux i grupy trojga osób z z któremi on rozmawiał.
— Oto mieszkanie pani Pereux, ciągnął stary jegomość, wyciągając rękę i ukazując domek z zielonemi roletami; a to znowu moje domostwo o piędziesiąt odległe od tamtego kroków. Nazwisko moje: komendant Mortonne; mieszkam tam z moją żoną i córką:; jeżeli możemy być w czem użyteczni paniom Pereux, powiedz pan, iż jesteśmy wszyscy na ich usługi.
Pani Mortonne wraz z córką potwierdziły niemym znakiem słowo komendanta.
— Więc pan Pereux żyje jeszcze? pytał doktór, dziękując za uprzejmość.
— Przedwczoraj miał się nawet lepiéj, odpowiedział pan Mortonne.
— Jestem ojcem młodéj pani Pereux, jestem nadto doktorem i z kolei, gdyby nieszczęście chciało aby ktokolwiek z państwa, albo z waszej familii zachorował, pozwólcie mi być na wasze usługi.
Komendant i p. Devaux pożegnali się uprzejmie, a ostatni w towarzystwie Gustawa, skierował się w stronę dopieroco mu wskazaną.
Komendant wraz z żoną i córką kontynowali swoją przechadzkę.
Ujrzawszy swego ojca Antonina, rzuciła mu się na szyję, pani Pereux pocałowała go w rękę a ściskając Gustawa jak syna, zdołała mu tylko powiedzieć: „mój biedny Gustawie!..” Ale w intonacyi tych kilku słów za-