Strona:PL A Dumas Antonina.djvu/206

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

gotową ofiarę, która upadając, uśmiechać się będzie? Nie. Wierzyć w tak łatwe poświęcenie, byłoby to samo co zapoznawać naturę ludzką. Nigdy człowiek nie zgodzi się na zakreślenie granic swoim nadziejom.
Tak więc i tu bywały dnie, w których Edmund dumając nad przyszłością, nad tą przyszłością tak bliską od któréj spodziewał się szczęścia, a która każdodziennie umniejszała się zamieniając w przeszłość, — bywały dnie w których Edmund chwytał się za piersi i rwał sobie włosy... Ze dwadzieścia już razy miał zamiar lecieć do pana Devaux i wołać doń: „ocal mnie“, ale lękał się zawsze, aby nie usłyszał z ust doktora: „to niepodobna“. A to dla tego, iż od chwili, w któréj dowiedział się o całéj prawdzie, zaczął badać i zdawać sobie sprawę z symptomatów, na które dotąd nie zwracał uwagi, a które przedstawiały mu się teraz w całéj doniosłości. Ta bezsenność, te ustawiczne poty, ta wrażliwość, ciągłe pragnienia, to plucie krwią będące następstwem najmniejszego wzruszenia, ta niemoc, marzycielstwo, ta ociężałość, — wszystko to miało swoją przyczynę, a każde z nich unosiło cząsteczkę jego życia za każdym razem gdy następowało. To, co Edmund ukrywał niegdyś przed swoją matką, sądząc iż nie przepowiadało to żadnego nieszczęścia i lękając się niepokoić ją dla drobnostki, ukrywał przed nią i teraz, pragnąc, aby nie poznała nigdy straszliwéj tajemnicy choroby swojego syna. Zresztą, miała ona zaufanie w Bogu bez granic i to tak wielkie, że kiedy wychodziła z Antoniną możnaby ją raczej wziąć za jéj siostrę