Strona:PL A Dumas Antonina.djvu/204

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

siadać tę kobietę, którą ją posiadam... Ma ona mu mówić to samo, co mnie mówi... Będzie on mógł wpatrywać się, jak ja teraz, we wszystkie bogactwa jéj piękności! Za przebudzeniem, spojrzenie Antoniny szukać będzie twarzy, która nie będzie moją, jéj ręce ściskać będą rękę, która także nie będzie moją, podczas gdy ja blady i zeszpecony leżeć będę w zimnéj ziemi zapomniany przez nią... Moje imię przypominać jéj tylko będzie obowiązek, a ona sama przyjdzie tylko od czasu do czasu, jakby przypadkiem, rzucić girlandę na mój grób samotny. To nie podobna! a z tem wszystkiem to jest prawdopodobne, albowiem jest właściwością serca, iż usiłuje ono zapomnieć o tem co kochało, jak skoro wspomnienie tego obudzi w niem prawdziwą boleść. I to nastąpi za trzy lata, może za dwa... dwa lata które upłyną jak dwie minuty! Dla czego, dowiedziawszy się o téj fatalnéj konieczności, nie uciekłem daleko nieoglądając się po za siebie? po cóż rozpocząłem szczęście, przy końcu którego nie będę mógł chodzić i które mi dozwoli umrzeć ze złorzeczeniem i łzami? Gdzie znależć człowieka, któryby mi przysporzył życia wlewając swoją krew młodą i żyzną do mojéj? Tylu jest ludzi żyjących bezużytecznie...
’To mówiąc chwytał się za piersi i budząc Antoninę wołał:
„Powtórz mi, iż mnie kochasz, i że czy umrę czy żyć będę, pozostaniesz wierną mojéj pamięci i miłości”.
Młoda kobieta rzucała się w objęcia swego męża,