Strona:PL A Dumas Antonina.djvu/136

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Antonina nic nie odpowiedziała. Obawiała się, czy za dużo nie mówiła już o Edmundzie, mimo iż nie przypuszczała, aby Nichetta miała tak wielki interes dowiedzenia się co ona myślała i co o nim mogła mówić.
Modniarka zrozumiała tę dyskrecję; mimo to jednak pragnęła ciągnąć za język niewinne dziecko.
— Tak jest ciągnęła daléj, sam pan Edmund wybrał jéj ten czepeczek. Bo on też ma taki dobry gust... Wyobrazi sobie pani, iż zajmuje się swoją matką jak brat rodzoną siostrą, jak mąż żoną. Zasługuje na to aby był szczęśliwy, a ztemwszystkiem...
— A ztemwszystkiem?... powtórzyła Antonina.
ztemwszystkiem, nie wiem co mu jest od dwóch czy trzech dni; zdaje się być smutnym a przynajmniej zakłopotanym. Widać że jest czemś mocno zajęty. Mówiła mi o tem jego matka, która mnie bardzo kocha. Znała mnie jeszcze młodziutką, nie tai się więc przedemną ze swemi myślami.
— A wie też ona, co powoduje zakłopotanie jéj syna? spytała Antonina, biarąc do ręki koronki i zdając się więcéj niemi zajmować jak prowadzoną rozmową.
— O wie, i dobrze proszę pani. Jéj syn nie przed nią nie ukrywa.
— I cóż mu jest?
— Pan Edmund chciałby się żenić.
— I dla czego się nie żeni? Mamy potrzebę powiedzieć, iż od samego początku téj rozmowy, serce Antoniny uderzało silniéj? nie