Przejdź do zawartości

Strona:PL A Daudet Na zgubnej drodze.djvu/279

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Na to za mato masz odwagi, człowieku słaby i małego serca! Rozwiązać?... ów węzeł?... nie! tego nie potrafisz uczynić, gdyż mojem staraniem będzie jeszcze go bardziej zacieśnić!
— Czegóż więc spodziewasz się?
— Albo ja wiem czegb się spodziewam? Mam jeden cel — zatrzymać cię przy sobie. Jestem wdową, wolną, bogatą — i żądam od ciebie dotrzymania przysięgi.
— Lecz Walentyna?... Ja do niej należę i i ona umrze, jeśli ją opuszczę!
— To dobrze, będziesz wolnym, gdy umrze — zawołała Marta głosem silnym — wówczas nic nam na przeszkodzie nie stanie...
— Lecz nie — dodała z goryczą — ona nie umrze. Ach! jakaż okropna myśl przyszła mi do głowy, żem ci ją dała za żonę! Byłbyś w tej chwili do mnie należał — wyłącznie do mnie, gdy tymczasem obecnie muszę się tobą dzielić!
Rajmund od samego rana słuchał tych gwałtownych uniesień Marty z całą niechęcią i obrzydzeniem. Śmierć Varades’a przejmowała go strachem, gdyż czuł się winnym i wiedział, że się do niej przyczynił. To sprawiało, że słowa Marty coraz więcej zaczynały go drażnić. Zniósł już upokorzeń bez liku — i miara przepełniła się. Ostatnie słowa Marty sprowadziły wybuch.
— Nie będziesz się pani potrzebowała mną dzielić — rzekł zimno. — Dla tego nie sądziłaś mnie