Przejdź do zawartości

Strona:PL A Daudet Na zgubnej drodze.djvu/278

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Co prawda, nigdy nie trzymał u siebie kapitałów. Przywołam notaryjusza.
I zwracając się do Rajmunda, który wszedł za nią, rzekła:
— Widzisz więc, jesteśmy wolni. Czy jeszcze myślisz powrócić do żony?
Ani jeden wyraz nie uszedł uwagi Walentyny.
Schowana w kąciku, ukryta przed wzrokiem kochanków, wciąż drżała przejęta zgrozą i cierpieniem. Usłyszawszy zapytanie M arty, wstrzymała oddech. Odpowiedź męża miała stanowić o jej losie.
— Marto — rzekł wzruszonym głosem — czyż nie czas powstrzymać się na tej drodze niesławy? Czyż to pełne błota i kału życie nie sprzykrzyło ci się jeszcze? Popełnialiśmy zbrodnię za zbrodnią, zasieliśmy zdradę naokół, zbrukaliśmy naszą cześć i honor, i to ci jeszcze nie wystarcza? O! zawiodłabyś mnie zbyt daleko, gdybym się nie opierał?
— Opierać się! ty chcesz się opierać? — zawołała w uniesieniu Marta, ani pojmując słów Rajmunda. Co znaczą te spóźnione wyrzuty sumienia? Trzeba było wpierw o tem pomyśleć. Mówisz o zbrodniach? A któż, jeśli nie oni, złączyli nas z sobą na zawsze? Dotąd każdy dzień łączył nas z sobą coraz bardziej nierozerwanym węzłem, i każdy dzień czynił cię mym wspólnikiem. Coż więc zamierzasz? rozerwać ów węzeł?