Strona:PL A Daudet Jack.djvu/670

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

motne spacery w ogrodzie, długie przesiadywanie w pokoju jej matki, który był teraz otwarty i który ona zdawała się chcieć zająć dla siebie z prawa smutku. Gdzie Magdalena płakała niegdyś, Cecylia płakała dzisiaj, i biedny dziadek mógł się nieraz omylić, widząc młodą twarz zwieszoną z góry przez okno w milczeniu i wezbraniu ukrytej boleści.... Czyż i ta także ma umrzeć?... Dlaczego?... Co jej było?.... Jeżeli nie kocha Jacka, jakże wytłomaczyć ten smutek, tę potrzebę samotności, tę tęsknotę, której nie mogły rozerwać zajęcia gospodarskie? Jeżeli go jeszcze kocha, dla czego mu odmówiła? Doktór czuł dobrze, że tu ukrywa się jakaś tajemnica, wewnętrzna walka; lecz na najmniejszy wyraz, na najmniejsze zapytanie Cecylia zbijała go z toru, unikała go, jak gdyby się czuła odpowiedzialną tylko wobec siebie za nadzwyczajne postanowienie swej woli. Przy tem niepokojącem zachowaniu się swojej wnuczki, dzielny człowiek zapominał o nieszczęściu Jacka; dosyć miał swojego do strawienia, do wyrozumowania. Kabryolet, który go unosił po drogach, koń, coraz bardziej niesforny, mógłby opowiedzieć o wzburzeniu doktora, wnioskując z dzikości, z jaką nimi kierował.
Jednej nocy zadzwoniono w domu, wzywając go do chorego. Była to stara Salé, wyrzekająca na drodze. Zdawało się, iż tym razem „jej człowiek, jej biedny człowiek umrze”. Rivals, któremu ani wielkie zmartwienie, ani podeszła sta-