Strona:PL A Daudet Jack.djvu/67

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Ile razy wracała, mimo późnej pory, zawsze otwierała drzwi do Jacka, zbliżała się do jego łóżka pytając, „śpisz Jacku?” Nawet we śnie czuł ją blisko siebie, uśmiechał się, nadstawiał czoło i nawpół zmrużonemi oczami dostrzegał wspaniałe jej ubranie. Pozostawało mu widzenie promieniejące, wonne, jak gdyby czarodziejka zeszła do niego w chmurze tęczowej.
A teraz...
Jednakże, z pośród utrapień dnia wydobyło się pewne zadowolenie miłości własnej z galonów, czapki i pokrycia nakoniec długich nóg niebieskim mundurem z czerwoną obszywką. Kostium był nieco za długi, lecz miano go skrócić. Nawet pani Moronval napięła szpilkami da zrobienia zakładki. Następnie Jack przypomniał sobie zabawę, znajomość z towarzyszami, dziwacznemi, lecz dobremi dziećmi, pomimo swych dzikich nawyknień. Rzucali w siebie gałkami śniegu na świeżem i zimnem powietrzu w ogrodzie; była to nowa i pełna uroku zabawa dla dziecka, wychowanego w ciepłym buduarze pięknej kobiety.
Jedna tylko rzecz intrygowała Jacka. Chciałby widzieć Jego Królewiczowską Mość. Gdzie mógł być ten młody król Dahomeyu, o którym tak wymownie rozprawiał pan Moronval. Czy na wakacyach? czy w sali chorych? Ach! gdyby go mógł poznać, rozmawiać z nim, stać się jego przyjacielem?