Strona:PL - Święty Józef Oblubieniec Bogarodzicy.djvu/117

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Mówiąc to, porwał swoje dziecko, którem na jego żądanie wezwał ku niemu, za ramię i zawołał zajadłym tonem: „Naprzód, ruszaj! Od tej chwili ja ciebie będę wychowywał“.
Kochany, mały biedak rzucił na mnie błagalne spojrzenie i rzekł ze łzami: „Och, proszę mnie przecież nie opuszczać!“
Chciałem tedy stanąć między dzieckiem a srożącym się ojcem. Obecni obawiali się, abym nie stał się ofiarą jego wściekłości. Trwożliwe wołania dawały się raz po raz słyszeć z pośród zgromadzonych. Lecz nie stało się nic, owszem nieszczęsny człowiek nieco się uspokoił.
Teraz staliśmy się świadkami nadzwyczaj wzruszającej sceny. Biedne dziecię padło na kolana, objęło ojca za nogi i zawołało głosem pełnym łkania, tonem pełnym dziecięcej delikatności: „Kochany ojcze! ja ci chcę być zawsze posłuszny, ja cię chcę z całego serca kochać, przysięgam ci to — tylko do-