Strona:PL Światełko. Książka dla dzieci (antologia).djvu/053

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Z całej siły ciągnął za sobą pannę Paulinę, która śmiejąc się, zawołała.
— O, patrz! patrz! jaka ładna małpeczka!
Ludzie, którzy tak gromadnie tłoczyli się na ulicy, krzycząc i śmiejąc się, biegli za człowiekiem, niosącym na zgarbionych plecach katarynkę, ozdobioną u góry dwoma rzędami malutkich lalek, a w ręku trzymającym długi sznur, u którego końca znajdowała się niewielka małpka. Stworzonko to było nadzwyczaj śmieszne. Z pod pąsowego kaftanika ukazywał się z jednej strony krótki, kosmaty ogonek, z drugiej zaś wysuwała się głowa, z twarzą bardzo do ludzkiej podobną, orzechowy kolor mającą i niezmiernie ruchliwą. Zwinna i zgrabna, wyprawiała ona najrozmaitsze skoki, to na ramię prowadzącego ją człowieka, to na katarynkę wskakując, to znowu po ziemi wywijając się jakby w tańcu. A miny robiła takie, że ludzie, patrząc na nie, śmieli się jak szaleni. To czoło marszczyła, to wargami prędko poruszała, to niosła do pyszczka jabłko, które trzymała w przednich łapeczkach i gryzła je tak prędko, jak gdyby lękała się, aby go jej kto nie odebrał, a oczy miała takie czarne i błyszczące jak paciorki i bystro niemi na wszystkie strony rzucała.
Jaś śmiał się głośno, i razem z panną Pauliną wciskając się pomiędzy tłum ludzi, do małpki podejść usiłował. Nie zważał wcale na to, że trącano go zewsząd i popychano, tak bardzo chciał pogłaskać milutkie stworzenie, a przynajmniej przypatrzyć mu się zbliska. Nagle w tłumie zrobił się ruch, a wysoki jakiś i silny chłopak, popychany przez innych, wpadł pomiędzy Jasia i pannę Paulinę tak gwałtownie, że roztrąceni od razu daleko się od siebie znaleźli. Jaś nie