Ale bo też i Rozalia tak te bajki ślicznie opowiadać umiała, że dzieci ledwie kolacyę zjedzą, zaraz znów idą słuchać swojej niani. Nieraz i mama przyszła i stanęła i tak się zasłuchała, jak dzieci. A tu już tymczasem księżyc wyszedł na niebo cichy i jasny, aż cała droga, topolami sadzona, właśnie jakby w srebrze stała. Podnosiła się wtedy niania, trzymając na ręku Helenkę, i zganiała gromadkę swoję, tak jej śpiewając:
Wracały gąski, wracały,
Bose nóżeczki zmaczały,
Zmaczały w rosie na trawie,
Musiały suszyć na ławie.
Albo też tak:
Pójdźcie, pójdźcie, gąski moje,
Pójdźcie, pójdźcie do domu,
Noc nadchodzi, ja się boję,
Bronić mnie nie ma komu...
Starsi chłopcy szli jeszcze porozmawiać z mamą o tem, co widzieli, co słyszeli, jak się bawili przez dzień cały; ale Janek to już oddawna piąstkami oczy tarł i ledwie mamusię uściskał, zaraz się do łóżeczka spieszył.
Dla niego to Rozalia tak na dobranoc śpiewała:
Wyszedł miesiączek, zagasły zorze.
Spijże, Jasieńku, spijże nieboże,
Uwiję tobie wianek zielony,
Z białej lilii ślicznie pleciony...