Dzień dobry, Stasiu, na powitanie
Jedzie tu Krakus w siwéj sukmanie.
A ty, Stasiu, jeszcze spisz,
O Krakusie ani wiész!
Staś tę piosenkę niezmiernie lubił. Zaraz téż chwytał Rozalię za szyję i póty trzymał a całował, póki mu jej jeszcze ze dwa razy nie zaśpiewała. Wtedy zaczynały się rożne pytania:
— A co to za Krakus? a skąd on jedzie? a po co? a na jakim koniku? a jaka to ta siwa sukmana? a kiedy on tu przyjedzie?
Rozalia dopiero jedno po drugiem wszystko pięknie rozpowiada, tymczasem myje Stasia, czesze go, ubiera, a Stasiowi aż się oczy śmieją. A miał on jasne oczki, właśnie jakby dwie iskierki.
Potem szła Rozalia do małego Janka; ale z Jankiem ciężkie bywały przeprawy. Jak się rozgrymasił, to jak deszcz w jesieni, zaczynał się mazać od samego rana. Ani wstać, ani spać, nie wiadomo było jak sobie z nim poradzić. Aż i na niego sposób Rozalia znalazła. Jak tylko zobaczyła, że Janek dudki stroi, zaraz mu taką śpiewała piosenkę:
Wyszła chmureczka nad nasze pole,
U mego Janka szyszki na czole,
Szyszki na czole, szyszki na brodzie,
Na kogo spojrzy — tego ubodzie.
Dzieci w śmiech; Janek precz płacze, ale tak mu czegoś wstyd, że aż głowę pod poduszkę chowa. Chowa, płacze, a co wychyli skrzywioną buzię, to słyszy, jak Staś i Tadzio razem z Rozalią śpiewają: