Strona:PL Ściskała - Ostatni mnich w Orłowej.pdf/33

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Czemprędzej, bez tchu, przypada do nas, bośmy sąsiedzi i prosi o pomoc i ratunek. Nam nie było trzeba dwa razy mówić, siadamy na koń i wio ku Kościelcu cwałem! Ale cóż, Lesel ujechał już kawał drogi. Gnaliśmy jak wicher i przecież dopadliśmy go niedaleko Cieszyna. Konie miał ciężkie, a z powozem nie mogły jechać tak, jak gnały nasze wierzchowce. Próbował nas wywieść w pole:
— Wiozę Hankę na służbę do księcia pana! — powiada.
— Oho, nic tam z tego! Widerna, to nie pański gbur, to szlachcic. Jego przodkowie, to stara szlachta. Ich córki na zamku nigdy nie sługiwały.
— Odczep się — krzyczy — bo strzelę!
Już wydobył strzelbę, gdy brat wczas jeszcze to spostrzegłszy, starem szabliskiem ciął w rękę i strzelba wyleciała. Lesel zgłupiał; widział, że nie da rady. Uwolniliśmy zapłakaną Hankę, odcięliśmy postronki przy kolasie, a pana Lesela przywiązaliśmy mocno doi parobka, obwiązali parę razy powrozem i zostawiliśmy na drodze, Jedźcie sobie teraz galopem do zamku! Był też stary Widerna rad i dość się nam nadziękować nie mógł. I może niedługo będzie weselisko.
— Kto, z kim? — zawołali Strzałowie.