Strona:PL Ściegienny Piotr - List Ojca Ś-go Grzegorza Papieża.pdf/4

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

uciskają was. Wy same, kochane dzieci! dopomagacie nieprzyjaciołom waszym do krzywdzenia i uciemiężania samych siebie.
Nie dopomagajcie moje dzieci! waszym nieprzyjaciołom do gnębienia samych siebie, ale owszem brońcie się, nie dopuszczajcie czynić sobie i bliźnim krzywdy — a nieprzyjaciele wasi nie odważą się męczyć, bić i niszczyć was.
Dowiesz się, że twój bliźni, choćby z dziesiątej wsi uciśniony jest, biją go, zabierają mu majątek, wszystko swoje porzuć, porzuć nawet żonę i dzieci, spiesz mu na pomoc, nie dopuszczaj aby cierpiał, z utratą nawet życia broń swego bliźniego, od napaści złych ludzi, a to będzie największa zasługa przed Bogiem, za to jedynie otrzymasz Królestwo niebieskie, będziesz jeszcze miał i tę korzyść, że i ciebie będącego w podobnym przypadku, inni będą bronili.
Nieprzyjaciele wasi nie są tak liczni, jest ich nawet niewiele, możecie im dać radę, trzeba tylko chcieć. Jeżeli jeden drugiego bronić będzie od napaści, obronicie się — ale jeżeli jeden drugiego nie będzie bronił, lecz obojętnie będzie patrzał na krzywdę bliźniemu wyrządzaną — wszyscy zginiecie.
Słuchajcie co się stało w jednej wsi, w której zamożni gospodarze mieszkali.
Raz, w nocy przyszło do tej wsi trzech złodziejów, a podsunąwszy się cicho pod oborę, wyprowadzili gospodarzowi troje bydła. Gospodarz rano spostrzegłszy szkodę, zaczął płakać i prosić sąsiadów, aby się rozbiegli i pomogli mu szukać bydląt. Sąsiedzi jednak nie usłuchali jego prośby, poszkodowany poszedł sam do lasu szukać złodziejów i napadł ich jedzących mięso z jednego jego bydlęcia, które po skórze, zawieszonej na drzewie poznał, biegnie więc do wsi, prosi znowu sąsiadów aby z nim poszli do lasu, otoczyli złodziejów i złapali ich — ale go sąsiedzi nie usłuchali i pomódz mu nie chcieli — sam zaś nie mógł swoich bydląt odebrać i bydlęta przepadły.
Ośmieleni złodzieje, postrzegłszy, że się gospodarze we wsi nie kochają, drugiej zaraz nocy naszli tegoż samego gospodarza, związali go, żonę, dzieci i czeladź rozpędzili i co tylko miał zabrali. Związany gospodarz wołał wprawdzie i prosił o litość ale jej nie otrzymał. Żona jego i dzieci prosiły o pomoc sąsiadów, ale uprosić nie mogły, każdy się bowiem wymawiał bojaźnią, chorobą, brakiem czasu, a wszyscy myśleli: to nie mnie złodzieje napadli — co mi tam do kogo, niech się każdy sam broni.
Tak zniszczona familja, poszła na żebraninę, a pozostali gospodarze musieli z gruntu i chałupy opłacać podatki.
We dwa tygodnie po tem smutnem zdarzeniu przyszło sześciu złodziejów, napadli znowu na innego gospodarza i do szczętu go zniszczyli. Ten lubo prosił i błagał sąsiadów o pomoc, nie uzyskał jej jednak, każdy się znowu wymawiał; każdy się bał, każdemu chodziło o majątek i życie.
Zniszczona druga familja poszła na żebraninę, a pozostali gospodarze musieli z dwuch gruntów i dwuch chałup podatki opłacać.
W miesiąc po tem przyszło dwunastu złodziejów i zabrali wszystko trzem gospodarzom — nikt nieszczęśliwym pomocy dać nie chciał, woleli za zniszczonych gruntowe ciężary opłacać.
Później przyszło 24 złodziejów i śmiało po wsi plądrowali — ale że przyszli w nocy i przeraźliwie krzyczeli, gospodarze nie wiedząc, ilu jest złodziejów, przestraszeni, pochowali się, a złodzieje, wybrawszy co najpiękniejsze bydło, co najlepsze odzienie, spokojnie ze śmiechem poszli w las.
(D. c. n.).