Strona:PL-Tadeusz Żeleński-Balzak.djvu/187

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dycze stały się koniecznością mego istnienia. Niema już we Francji ani sławy, ani ambicji, ani sukcesu; wszystko dla mnie, to ona... Zawód zabiłby mnie moralnie... Jeśli przegram tę sprawę, zadowolę się ulicą Lesdiguières i stoma frankami na miesiąc“... A w innym miejscu te zdumiewające słowa: „Jeżeli nie będę wielki przez Komedję ludzką, będę nim przez ten sukces, o ile przyjdzie...“
Tymczasem Ewa waha się; czując się królową w swoich dobrach, w otoczeniu kochających dzieci, boi się „czerwonego“ Paryża, niepewnej przyszłości, wiecznych nieporządków finansowych Balzaka, którego dni wydają się zresztą policzone. Wciąż niema pozwolenia cara na to małżeństwo (niedawno odnaleziono list generał-gubernatora kijowskiego z formalną odmową); trzebaby jej zrzec się całego majątku na rzecz córki. W tych warunkach, wystarczy lada pretekst, lada chmurka, aby rzecz oddalić lub zepsuć; Korespondencja Balzaka z rodziną wypełniona jest tą „wielką sprawą“. List jest w monotonji życia wiejskiego rozrywką; nikt nie ma tam tajemnic; przyzwyczajono się czytywać listy nadchodzące do Balzaka głośno; wielki pisarz drży ciągle, że mie-