Strona:PL-Tadeusz Żeleński-Balzak.djvu/159

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

zawiodła, może się spodziewała że on jednak ją zatrzyma, że nie pozwoli jej wracać na pustynię, Bóg wie na jak długo. I wciąż idą z Paryża listy, zakochane, płomienne, i wciąż powtarza się ten refren: „Jeszcze kilka tygodni wysiłków, pracy, a będę wolny, wolny dla ciebie“. Pani Ewa zapewne się uśmiecha: już wie, jak trzeba brać te wieczne nadzieje, ile jest realności w tych terminach Balzaka.

Wśród tego, raz po raz dochodzą ją o pisarzu najgorsze pogłoski. Już sama prawda wystarczyłaby dla jej otoczenia, mierzącego życie artystów prawidłami innego świata; ale do tej prawdy ileż jeszcze dochodzi plotek. Balzac miał — przeważnie wskutek swego nieładu finansowego — fatalną opinję[1]. Wszystko najgorsze sączy rodzina w ucho pani Hańskiej, chcąc ją ustrzec od tego szatańskiego wpływu. Dochodzą ją wciąż nowe wieści o stosunkach miłosnych Balzaka; dochodzą ją nawet wieści, że jest

  1. Próbkę sądów o Balzaku, jakie krążyły w otoczeniu pani Hańskiej, może dać ta idjotyczna notatka, zawarta w dzienniku pani de Mory-Jezierskiej, która znała panią Hańską osobiście i żyła w całym owym świecie:
    „Balzac jest w wielkiej z nią przyjaźni i dedykuje jej swoje utwory, co przypisują nadewszystko potrzebie czerpania ze szkatuły jej wielce bogatego męża“... (W. Jezierska, Z życia dworów i zamków na kresach, Poznań 1924).