Strona:PL-Tadeusz Żeleński-Balzak.djvu/031

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

remnemu pismu, może być dobrym ekspedytorem, ale tylko tem...
Zaczyna się czytanie. Honorjusz atakuje swoją tragedję z furją, ale stygnie mimowoli od chłodu słuchaczy. Kochająca siostra Laura, opisując później tę lekturę, przyznaje, że wrażenie było dość żałosne. Przyjaciel domu, ten który już wprzódy przeznaczył młodego Balzaka na djurnistę, mówi bez ogródek co sądzi o tem „arcydziele“; inni potwierdzają jego ocenę.
Honorjusz daremnie próbuje bronić swego utworu; wobec zwartej większości ustępuje; ale apeluje od tego wyroku. Sprowadzają superarbitra, powagę: starego profesora politechniki. To już będzie wyrok ostateczny! Staruszek przeczytał tragedję i orzekł, że jej autor może być wszystkiem, wyjąwszy literatem.
Wszystko to nie zachwiało ani na chwilę wiary w siebie młodego autora. Wysłuchał spokojnie i uznał, że widocznie tragedja nie jest dlań właściwą drogą; ale wyrzec się literatury — przenigdy!
Dwa lata paryskiej głodówki nadszarpnęły zdrowie młodego genjusza. Wyglądał jak zmora. Rejent czy literat, ale musi się odjeść, — to pierwszy nakaz matczynego