Przejdź do zawartości

Strona:PL-Tadeusz Żeleński-Balzak.djvu/022

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wem, położenie materjalne rodziny Balzaków mocno się pogorszyło. Honorjuszowi przypadło być opiekunem rodziny, myśleć o bracie, wydać za mąż siostry...
Toteż, cóż za zdumienie, zgorszenie, kiedy chłopak odpowiedział, że — za nic w świecie nie będzie rejentem! Zrobił się gwałt. Matka wyrzuca mu niewdzięczność, ojciec nazywa go zakałą rodziny. Ale delikwent, który dotąd pozwalał się tyranizować bez oporu, odpowiada na wszystko z uporem muła, że nie będzie rejentem, że chce być sławnym pisarzem. Wszyscy w śmiech. Pisarzem! jakież ma dane na to, jakie próbki talentu? To są fanaberje smarkacza, kiedy tu trzeba myśleć o życiu serjo! Ale wszystko rozbijało się o stanowczy opór chłopca.
Ojciec, domorosły filozof, wpółdrwiąco patrzący na sprawy świata, łatwiej dałby się przekonać; ale matka, mieszczka francuska do szpiku kości, była w rozpaczy. Już nie o same względy materjalne chodziło; ale co powiedzą przyjaciele, sąsiedzi, skoro się dowiedzą, że syn porządnych rodziców jest literatem, — wstyd! Wreszcie, kiedy nie było rady na upór, rozwiązano sprawę tak. Dano Honorjuszowi dwa lata czasu na udowodnienie swego genjuszu. Znajomym, dla zacho-