Strona:PL-Tadeusz Żeleński-Balzak.djvu/017

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

stale jakby nieprzytomny, zaniepokoił wreszcie przełożonych. Wezwano rodziców, poradzono im, aby zabrali syna do domu.
Tam, na powietrzu, w ruchu, dzieciak rychło przyszedł do siebie, odzyskał humor i rumieńce. Bezładne lektury miały czas ułożyć się w głowie. Pod ciężkawemi pozorami kiełkuje w tym chłopcu niepospolita inteligencja a zarazem rodzi się w nim nieusprawiedliwiona napozór niczem wiara w siebie. „Zobaczycie, że bedę wielkim człowiekiem“, zwierza się siostrom. I siostry wierzą w niego; matki tylko nie zdoła przekonać bardzo długo, nawet wówczas, kiedy nim już będzie naprawdę. Kiedy zrobi jakąś nad wiek inteligentną uwagę, matka przywołuje go do porządku swojem oschłem: „nie rozumiesz widocznie tego co mówisz“.
Miał lat piętnaście, kiedy rodzina przeniosła się do Paryża, gdzie pan Balzac otrzymał posadę w urzędzie aprowizacji. Honorjusz chodzi na pensję pana Lepître, zagorzałego rojalisty, gdzie w dalszym ciągu jest miernym uczniem, ale wreszcie kończy gimnazjum. Ojciec decyduje, że ma chodzić na prawo; aby zaś połączyć teorję z praktyką, będzie jednocześnie praktykował u rejenta i u adwokata.