Strona:PL-Stefan Żeromski-Nawracanie Judasza.djvu/246

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

odchodził w kierunku małych drzwiczek. Przed tem to wejściem zatrzymał się i odwrócił. Stał tam przez chwilę, zwrócony do obudwu wspaniałym profilem. Spytał:
— A pan może i nie chce wcale tej twojej rozmowy?
— Owszem, bardzo o nią proszę... — rzekł Nienaski.
Wówczas stary człowiek machnął ręką. Pochylił się bardziej i zgarbił. Po chwili cichszym i pokornym głosem mówił do Tytusa:
— To mi tam powiesz, bracie Tytusie, jutro, co uradzicie. Bóg z tobą, bracie.
Ryszardowi zrobiło się nieprzyjemnie i wstyd wobec tych starców.
— Przepraszam, — rzekł do przewodniczącego. — Jeżeli tak... Gdyby ta rozmowa miała stanowić przykrość dla kogokolwiek, to może jej lepiej zaniechać... Nie chciałbym być poczytywany za pyszałka.
— Nic się nie niepokój, dobry panie. Tytus i ja — proch jesteśmy przed Panem...
I znowu ta ich ciągła pokora wydała mu się jakąś odmianą, czy transformacyą — obłudy. Zamilkł. Kulawy starzec odszedł. Tytus poprowadził swego gościa do innych małych drzwi i szedł przodem na ciemne schodki. Weszli na ciasny korytarzyk, gdzie było ciepło, rozchodzące się z niewidzialnego pieca czy komina.
— Oto tu, — rzekł Tytus, świecąc w ciemności siarczaną zapałką. Celki nasze są małe i niskie. Pościeli nie mamy. Ale jest tam opończa brata Nikodema.
Nienaski miał przed sbą otwór nie podobny do drzwi, ani do okna. Była to dziura na połowę wysokości człowieka. Ukląkł tedy na ziemi i wczołgał się do wnętrza. Tytus podał mu stoczek zapalony, lecz prosił, żeby go zgasić, ile możności najprędzej. Nienaski był posłuszny, tembardziej, że głowa go bolała i gorączka darła coraz wyraźniej. Ta sucha cela wydała mu się królewskiem łożem po kolebie w skałach.
Życzył tedy Tytusowi dobrej nocy, zapewnił, iż mu jest wybornie i rozglądał się przez chwilę dokoła. Był w niszy podłużnego kształtu, przypominającej wnętrze trumny. Na długość starczyło