Strona:PL-Stefan Żeromski-Nawracanie Judasza.djvu/243

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Pozwoli brat, że mu przedstawię, kim jestem. Nazwisko moje Nienaski Ryszard, z fachu budowniczy.
Stary zakonnik podniósł głowę i jakoś z góry patrzał na tego gościa. Wargi jego szeptały:
— Nienaski, Nienaski... A czy przypadkiem nie pana Olesiów syn?
— Mojemu ojcu Aleksander było na imię.
Mgła zadumy głębokiej przyćmiła stare, niezłomne oczy starca.
— Olesiów... — szepnął do siebie, kiwając głową. — Panie mu świeć, żołnierzykowi! Czysty był, wesoły. Nic ta brudnego nie poszło za nim...
— To brat znał mego ojca?
Zakonnik nie odpowiedział. Senne jego wejrzenie spoczywało na Ryszardzie, gdy od niechcenia pytaniem pytanie odparł:
— A dziada pan nie pamiętasz?
— Nie.
— A matka żyje?
— Matka moja dawno umarła.
Starzec począł śmiać się dziwacznie, częstotliwie. Gadał między wyładowaniami niemiłemi owych chichotków:
— Dusze czystych chodzą za nami, koło nas. Ani ta kto wie, gdzie go duch pamiętny pośle. Jak ten Oleś z Sybiru wrócił, była tam jedna pracownia, gdzie my się spotykali. Przelotnie, przelotnie, bo ta ja wtedy byłem w smutku. Dyabeł mię pędzał, a nie wiedziałem, jak się obronić. Działy się rzeczy koło mnie, we mnie, ze mną... Wszyscy się śmiali. A on się wtedy nie śmiał ten pan Oleś... Może i wiedział, że gdym był słaby, wtedym się stawał mocny...
Śmiejąc się do siebie, zakonnik odszedł i znikł gdzieś w ciemności. Ryszard zawiesił płaszcz na drągu, który był blisko ognia, ściągnął przemoczone buty i podsunął je ku palenisku, — sam wreszcie począł się opiekać ze wszech stron. Wnet ubranie dymiło się i schło forsownie. W trakcie tego miał możność przypatrzenia się strawie w kotle. Były to ziemniaki oskrobane, gotujące się na zupę »kartoflankę«. Warzono jej dużo, jakby dla stada ludzi. Do kaduka!