Strona:PL-Stefan Żeromski-Nawracanie Judasza.djvu/185

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Bo pan pewnie i niema wcale takiego wymysłu burżuazyi.
— Może nawet i mam, ale nie noszę, bo i po co?
— Po co parasol? Chyba od deszczu. Gdy tak, jak teraz deszcz pada, to się roztwiera parasol. Chyba się wrócę do domu i złapię ten Sabci jedwabny...
— Proszę pani, a możeby wziąć dorożkę?
— Dorożkę? Genialna myśl! Ale w takim razie już pana szanownego pożegnam i rzeczywiście wsiądę do budy.
— Tom sobie dopiero wygodził taką radą! — z głęboką szczerością i prawdziwym smutkiem w głosie jęknął architekt.
Panna Granowska przypatrzyła mu się roziskrzonemi oczyma. Uśmiechnęła się łaskawie i tak powabnie, jak tylko ona jedna mogła i umiała.
— A możeby pan, wobec tej chlapaniny, pojechał ze mną na wspólny koszt tąsamą dorożką, jeżeli panu, oczywiście, droga wypada w tamtą stronę...
— Mnie, proszę pani, droga wypada właśnie w tamtę stronę.
— Jak to szczęśliwie się składa, pomimo, że pan nie wie, dokąd ja jadę.
— Nie wiem, to prawda, ale ja sobie później ten kawałek dojdę.
— Dojdzie pan sobie... Jakże pan jest naprawdę zgodnego usposobienia! No, więc wsiadajmy.
Budowniczy ze zwinnością, wprawą i pośpiechem czterdziestu Nienaskich parowych przywołał powóz i pomógł pannie Xenii wsiąść do jego wnętrza. Ona wymieniła dorożkarzowi adres dentysty Maasa na jednej z głównych ulic miasta i rozsiadła się z widoczną satysfakcyą. On miał wrażenie, że jest żywcem porwany do nieba, gdy po chwili sam wsunął się również do tej czarodziejskiej głębi i zapiął fartuch. Panna śmiała się zcicha, spoglądając na niego z boku, cudnym zezem.
— No, i tak, widzi pan, — mówiła swobodnie, — za tydzień wyjeżdżamy.
— Kto? Dokąd?
— Jakże, — Lenta, Sabina i ja do Nicei.