Strona:PL-Stefan Żeromski-Nawracanie Judasza.djvu/164

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

i niedbałym, jakby leżał u siebie na kanapie. Nie myślała teraz o porzuceniu cukierni. W trakcie tych rozmów Ryszard mógł widzieć jej cudne oczy pod łukami przepysznych brwi, odblask płomiennej krwi młodości w subtelnym rumieńcu policzków, usta o barwie kaliny... Mówiła spokojnym, przyciszonym głosem, zawsze umiarkowanie i roztropnie. Nienaski nie mógł się zoryentować, czy dzięki zewnętrznej piękności uderza go wewnętrzna poezya, tająca się w tej osobie, czy też ta poezya jest w niej istotnie, gdyby nawet powierzchowność była zupełnie inna. Myślał nad tem naiwnem zagadnieniem wśród gwaru wesołej rozmowy i flirtu pełnego pustoty. Młodzi kawalerowie dopytywali się panny Xeni o Paryż, o wrażenia. Ona odpowiadała pół-zdaniami. Lecz oczy jej mówiły więcej, niż usta kiedykolwiek wyrazić by mogły. Nieznajomy smutek wypełzł w duszy Ryszarda ze swej tajnej pieczary na widok tej prostej i naturalnej sceny, ni to wąż znagła zaplątany do czystego domu. Skąd smutek? Dlaczego? Zdało mu się, że to już raz widział... Ale gdzież to było? kiedy? Był że to obraz Burne Jonesa? Przez puszczę idzie Viviana, niosąc w ręku księgę świętą. Potworny Merlin podpatruje ją z ukrycia. Nie tesameż to oczy podłego Merlina? Nie jest że to Viviana? Oto zwraca ku niemu zaciekawione spojrzenie... Ryszard odsunął nieco swe krzesło i w ciszy pięlęgnował dziwaczne porównania i niemy smuteczek. Coraz weselsza i banalniejsza toczyła się rozmowa. Coraz też weselszy stawał się ton głosu panny Granowskiej. Nienaski czuł się obcym w tym gronie. Nie miał sposobności uczestniczenia w bujnej rozmowie, a zarazem bał się oziębić jej żywość. Niezręcznie milczący i niemal śmieszny wśród tego towarzystwa czekał tylko na chwilę sposobną, żeby szybko pożegnać wszystkich i wyjść z cukierni. Nareszcie taki moment przyszedł. Panna Granowska wstała i, rozmawiając z typem blondynowym, zapinała rękawiczki. Ryszard wstał i usunął się na bok. Zdziwił się bardzo, gdy do niego właśnie, z pominięciem tamtego pana, zwróciła się, pytając. Przez mgłę zasmucenia, która go otaczała, usłyszał jej niespodziane słowa:
— Pan już teraz nie wraca do Paryża?
— Do Paryża? Ja? Nie! Tutaj zostanę...