Strona:PL-Stefan Żeromski-Nawracanie Judasza.djvu/153

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Z przeproszeniem wielkiem!... Bo mówię do pana Nienaskiego: czy, naprzykład, mój Ignaś mógłby chodzić to samo do tej szkółki? Więc co z chłopcem robić? Do książki się rwie, prosi się... Możeby z niego co wyszło... To pan Nienaski nic nie mówi, w oczy mi patrzy... Więc kogo skrzywdził, abo gdzie zełgał? Oszust na oszuście, świnie wszędy dookoła, z przeproszeniem, nie ludzie... Więc pana Nienaskiego hańbić, to z naszą świętą katolicką wiarą nie pasuje...
Nie na wiele się przydały te wstawiennictwa. Przeciwnie, dolały oliwy do ognia.
Najgorszą chwilę przeżył architekt, gdy go opuścił umiłowany przyjaciel, towarzysz prac, zarazem uczeń i mistrz, cieśla Paweł Łoński. Nienaski brał go do robót »prywatnych«, dawał mu pracę przy budowie domów i odnawianiu starych dworów. Pewnego dnia, gdy był w aryańskiej wieży, zajęty wykończaniem sali zborowej, wszedł Łoński. Poprostu i spokojnie, jak zawsze, lecz zimno i oschle podziękował za robotę, którą właśnie razem prowadzili w jednym z domów w mieście. Oświadczył nadto, że już nigdy razem nie będzie stawał do roboty. Łoński był człowiekiem bardzo pobożnym, szczerze i głęboko religijnym. Ryszard domyślił się, o co chodzi. Ujął starca za ramiona, ścisnął je dłońmi, spojrzał głęboko w oczy. Łoński spokojnie wytrzymał jego wzrok i nie cofnął oczu. Na zapytanie, czemu odchodzi, odpowiedział z gniewnym błyskiem źrenicy, jako nie wiedział, iże kacerskie i odszczepieńskie dzieło buduje, które powinno być nie podpierane, ale zburzone, żeby zaś kamień na kamieniu nie został! Przed Bogiem świadczy, iże nie wiedział! Podeszli go i zmanili.
Cóż było powiedzieć — i jak? Co powiedzieć o aryanach? Jak wytłomaczyć to wszystko temu drogiemu bratu? Głęboka była między nimi przepaść. Nieme westchnienie... — Czy odszedłszy, skoro tak postanowił, zachowa w sercu pamięć jakiej krzywdy? — Cieśla przestąpił z nogi na nogę i surowym, głuchym głosem twardej prawdy odpowiedział, że — nie. Ryszard pokiwał głową — i podał starcowi rękę. Rozstali się bez tego polskiego słowa, które, jak kamień, zapadło się w przepaść pomiędzy nimi. Gdy już Łoński zstąpił na dół i po piaszczystej drodze wyprostowany szedł w swoją stronę,