Strona:PL-Stefan Żeromski-Nawracanie Judasza.djvu/148

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wykład trzeba było wyjednać pozwolenie w urzędzie gubernialnym, to znaczy naprzód podać treść odczytu i wszelkie szczegóły o prelegencie. A tymczasem tego prelegenta trzeba było z tygodnia na tydzień szukać, gonić, podniecać, chwytać w drodze, prosić, zaklinać, zmuszać, — zawsze przywieźć zdaleka, — jeżeli nie miał na to, zapłacić mu koszta pobytu i drogi. Ileż to razy taki wykładacz zawiódł oczekiwania! Ile razy pozwolenie nie nadeszło! Ile razy brakło klisz do latarni, materyałów, książek, danych! Był odczyt, lecz człowiek nie mógł przybyć, przybył sam, lecz okoliczności nie pozwoliły mu mówić — i tak bez końca. Nie posiadając żadnego środka porozumiewania się, Ryszard musiał ustnie zawiadamiać słuchaczów o terminie i treści wykładu. Czynił to zazwyczaj w niedzielę, gdy ludzie wychodzili z kościoła. Śmiali się zeń przeciwnicy i oszczercy, że sprasza swych gości do budy, niczem właściciel menażeryi. Wykłady pochłonęły znaczną sumę pieniędzy. W sali, gdzie się odbywały, słuchacze wdrapywali się na parapety okien i klamki od pieców, żeby lepiej widzieć. Od pary w czasie natłoku ludzkiego sufit pooblatywał. Trzeba było koszt reparacyi pokryć z własnej kieszeni, gdyż lekcye były bezpłatne. Po upływie owych dwu lat, wszystko się zmieniło. Uzyskanie pozwolenia na »naukę« było coraz trudniejsze. Coraz też więcej schodziło się do sali nadzorców i kontrolerów wszelkiego rodzaju, a wreszcie zjawiało się ich tyle, że słuchacze z obawy masowych przykrości poczęli od wykładów stronić. Na początku wszystkiego przybywał na taką pogadankę sam pan wójt z najbliższej gminy, mieszczanin stary, zamożny, godny człowiek. Siedział przez czas lekcyi w pierwszym rzędzie, wytrzeszczał oczy i nastawiał ucha, a rozumem swym baczył pilnie, »czy ta aby czego znowu w tem niéma«... Były to dobre czasy. Przed odczytem zwracał się do organizatora z otwartem zapytaniem, żeby mu po znajomości wyznać, »jako także przecie swemu człowiekowi«, czy ta czego w tej nauce nie będzie... Gdy mu tłomaczono istotę rzeczy, walił się pięścią w kark, żeby wszystko dobrze spamiętać i jak co jest zakarbować. Tak szło z tygodnia na tydzień. Później sam pan wójt wolał już nie pokazywać się, tak w sali było niebiesko i dzwonnie...
Równolegle do tych »prelekcyi« Nienaski zorganizował wy-