Strona:PL-Stefan Żeromski-Nawracanie Judasza.djvu/140

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

czemś extra dalekiem i dla wszystkich bestyalsko obojętnem, więc tem silniejszą spoiła się przyjaźnią z doktorową Żwirską. Te dwie panie znały się bardzo dawno, kędyś na świecie i to w takich jego okolicach, jakich posuchowscy obywatele nie widzieli nigdy, nawet na mapie. Nieraz, gdy w ich obecności była mowa o kimś wysoko stojącym, odległym jaknajbardziej, padał z ust jednej lub drugiej wzgardliwy znak, świadczący, że tę osobę znało się dobrze i to wówczas, tam... — Gdy jednak ktoś z bliżej zainteresowanych, — doktór Żwiski, lub Henio-gracz, — pragnął dowiedzieć się czegoś więcej o danym człowieku, zdarzeniu, lub zjawisku, dyskusya się zamykała, jak drzwi od podziemnych skarbów, spadał na kwestyę szyderczy uśmieszek... Tyle zawsze wymowna pani Sabina, w tych razach umiała milczeć, zapewne na zlecenie przyjaciółki. Był bowiem między temi dwiema osobami rodzaj zmowy, czy sprzysiężenia, zawartego bardzo dawno i obowiązującego, widać, bardzo solidnie, skoro trzymało w ryzach szczerość pani Sabci kochanej.
Pani Lenta miała nad przyjaciółką wyraźną władzę. Tamta słuchała jej jednej bezwzględnie i ślepo. Oczywiście uwielbiała ją i wynosiła pod niebiosy, chwaliła w oczy i za oczy. Pani Lenta nie miała w jej ustach nie tylko wad, lecz nawet cienia przywary. To, co możnaby zwać wadami, były to cechy oryginalne tego bóstwa. Nawet zmarszczki, ukazujące się około oczu i ust pani Lenty, były dla jej przyjaciółki symbolem swoistego piękna, gdyż świadczyły o przeżytych pasyach, o złamanych marzeniach, a długich dniach i nocach rozczarowania, wreszcie o tragedyi ze wszystkich najstraszliwszej, o złowieszczem pełzaniu widma starości. Cóż dopiero mówić o walorach dawnej krasy, pozostałych w mocy! Pani Sabina pełniła rolę trubadura uroku, rozsiewanego jeszcze przez doktorową. Zwracała uwagę wszystkich i każdego na to, co jeszcze było potęgą — niestety! — w pustkowiu partykularza. Pani Lenta umiała być wdzięczną, nawet szczodrobliwą, tak dalece, że zaiste, złośliwość mogłaby ukuć oszczerstwo o spłacaniu zachwytów pani Sabci kochanej, gdyby nie to, że prawda była zbyt oczywistą. Wielbicielka pani Lenty gorzała od zachwytu najzupełniej szczerze i bezinteresownie. Jeżeli zaś brała i najchętniej nosiła jakąś suknię z ramienia doktorowej,