Strona:PL-Stefan Żeromski-Nawracanie Judasza.djvu/125

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

pracować fizycznie, żeby zdobyć treść i posiąść zakres tego żywosłowu, tryskającego z pracy. Postanowił wedrzeć się w sam środek możności mówienia polskim językiem pracującego ludu. Nie naśladować »gwary« pracujących, nie zbierać porównań, lecz twórczo mówić samemu. Bogactwo tej mowy zachwycało go, jak ogrom Wieliczki, albo Dąbrowy Górniczej. Za wszelką cenę chciał ze swego własnego języka wytracić bezmyślną napuszoność literackich obrazów, które są płonne, gdyż nic nie znaczą, na niczem nie są oparte i do niczego nie służą. Są porównaniami dla porównań, martwemi szczątkami i strzępami mowy ludzi czynnych, zieją pustką i nudą dzisiejszą, są bezmyślnem powtarzaniem splotów słów wyziębłych i skostniałych w wiecznie jednakie szablony.
Przypatrywali mu się prości robotni ludzie i śmieli się zeń zdrowo. Kpinkowali za jego plecami z frazeologii pańskiej, niezrozumiałej, a mizdrzącej się, żeby być zrozumiałą, przedrzeźniali go arcydowcipnie, drwili prostacko z jego pomyłek, z jego entuzyazmu, demokratyzmu, usiłowań zbliżenia się i zbratania. Początkowo uważali go wszyscy za jakowegoś szczwanego oszukańca. Mówili:
— Coś on mieć w tem musi, że tak koło nas skacze...
— Jakiś to jest tęgi drań! Ja wam to mówię... — perorował stary mularz, wyga i pijus, który »z niejednego pieca chleb jadał«, a gorzałę pijał ze wszystkich »monopolów«, jakie były w powiecie.
— E — głupie toto — i basta! — łagodził inny. — We łbie się temu wszystko poprzewracało. Wszystko przecie, co gada, do niczego na świecie nie podobne. No, nie?
— Bo i pewnie. Są między nimi takie głupie paple. Taki ci będzie, dyabeł wie z jakiej racyi, bakę świecił. Do biedy się garnie, hycel. Bieda mu, jusze, pachnie.
— A jakże! Bieda mu pachnie, tylko trza jeszcze parę tygodni poczekać.
— No! Tylko patrzeć, jak tu przyjdzie, siądzie se grzecznie na kupie rumowia i zacznie namawiać, żeby go ta gdzie wybrać, na jakiego dygnitarza. Będzie nasz przedstawiciel, nasz jenerał.
— Nasz dobrodziej, opiekun, łaskawca. My jest, — cholera! — proletaryat, a on będzie nasz opiekun i dobrodziej.