Strona:PL-Stefan Żeromski-Nawracanie Judasza.djvu/105

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Koniec końców wypłacono bryłę papierów, która zapchała całą kieszeń. Ryszard poszedł na obiad do Giube rosse, kazał podać pełne pranzo z białem chianti. Z pychą i wyniosłą drwiną przysłuchiwał się wrzaskom florenckich futurystów, gromadzących się Giube rosse, kiwał głową na ich blagierskie nowatorstwa i reklamiarskie artykuły Lacerby, które na miejscu układali.
Tegoż wieczora spakował do plecaka ruchomy majątek i pomknął do kraju. Przybywszy najzupełniej incognito do Warszawy, stawił się w rozmównicy u doktora Brusa i porwany został w ramiona, tak samo zawsze wierne i kochające. Ta sama to była wygolona twarz, te same oczyska! Ale torby jakieś pod dolnemi powiekami... Zmarszczki jakieś i szramy po tej twarzy... Rzecz niezwykła, rzecz hańbiąca: doktór zapłakał... On, który tak się łzami brzydził, który chłopcom swoim wpajał zawżdy wstręt do łez i maksymę: łzy, to rzecz odświętna, jak muzyka w Chinach, nasze oczy nie do płakania!... Gdy Ryszard wejrzał aż poza tę przezroczystą zasłonę i po dawnemu, delikatnie spytał: czemu to tak? — doktór się spowiadał. Szczerze i z głębi... Smutek osacza... Już nie ma w sobie dawnego wesela. Skądże brać wytrzymałość, gdy się w rękach wszystko pruje, drze, pęka, rwie? Życie się stało tak zastygłe, tak gnuśne, tak podłe! Bezczelność, głupota, a nadewszystko blaga paradują w tryumfie, w biały dzień po obszarach tej całej reakcyi. Wyszli na wierzch dawni tchórze, chłystki, łobuziny, a nadewszystko dziś cenieni dowcipiarze i wydrwiwacze zdeptanego ideału. Stosunki wokół takie, że chciałoby się zamknąć w sobie, jak ślimak w skorupie, na nic nie patrzeć, do niczego nie należeć, o niczem już nie słyszeć, w samotności znaleźć jakąś podobiznę do swej młodej duszy. Ale nie można! Trzeba żyć tem właśnie życiem, jakie jest, tworzyć powoli wartości i stosunki nowe z tych pakuł, trocin, mułu i zgnilizny... Trzeba uprawiać te istne diuny piasku, które wiatr poddyma, jak chce... To, co się dzieje i to, co się pisze o dokonywującem się życiu, jest czemś tak potwornem, że najodważniejszym ludziom opadają ręce i najżarliwszych ogarnia zatrute zwątpienie. Zapewne, że to jest okres przejściowy. Gdzieś to bajoro musi mieć swe wybrzeża. Jeden świat już zamarł, a drugi jeszcze się nie narodził. Widać